czwartek, 26 lipca 2012

on the road again


za duzo by pisac.

dosc, ze dotarlismy w koncu do Mongolii, wczoraj caly dzien stopem spod granicy (zamykaja na noc!) z czworka wesolych Mongolow scisnieci na tylnym siedzeniu, zdazylismy juz poczuc tutejszy bezkres przestrzeni i popodziwiac piekne gory z rozrzuconymi wokol nielicznymi jurtami i stadami koni, krow i koz pasacymi sie gdzie popadnie. pieknie!!!
dzis lazenie po Ulan Bator, glownie w poszukiwaniu wedki, jutro wyjezdzamy w 'dzicz' na pare dni i Grzesiek chcialby cos zlowic :D pozniej Gobi i Pekin.

nad Bajkalem lalo i po pierwszym dniu, przemoczeni, wrocilismy do Irkucka. na wyspe niestety nie dotarlismy, ale bedzie tam czekac na nas jeszcze, na inny, bardziej sloneczny raz.
z mila parka, ktora nas zabrala na stopa zwiedzalismy okolice Bajkalu w drodze do Ulan Ude, w ktorym nawet sie nie zatrzymywalismy- kierowalismy sie prosto tutaj.

kolej- smieszne doswiadczenie, w sumie bardzo szybko zlecialo! ale wylazenie na nasze gorne lozka i ciasnota doprowadzaly juz powoli do szalu i zalamania nerwowego.
niezapomniany prysznic z butelki w kiblu. mniam.
bylismy chyba jedynymi na caly nasz wagon, ktorzy pili wodke; poza jedna noca, kiedy poznalismy pare Rosjan - ich nikt nie przebije, nie mielismy i dalej nie mamy co do tego zludzen :) budzili nas o 2 w nocy i o 7 rano zeby pic dalej...hm.

Moskwa wielka i szara, oczywiscie zbyt droga. w sumie bez szalu.
dojazd tam od granicy lotewskiej jednym stopem- czyli ponad 600 km - jeden z dluzszych w ogole:)


spac ide, bo jutro wyjezdzamy rano - tj. kolo 10 ;p, dobranoc! (kiedy tutaj 1. w nocy, w Polsce dopiero 19., fajnie, nie?:D)







wtorek, 5 czerwca 2012

hitchin' back


wróciłam.
ale jaki to był powrót..:)



Cordoba
po kolacji pożegnalnej, która dzięki pomocy Juana nie była katastrofą, a skończyła się grupowym senkiem na tarasie, i po częściowym ogarnięciu rozpierdzielnika, który powstał w mieszkaniu dzięki ww. wydarzeniu, ze łzami w oczach pożegnałam się ze współlokatorami. odprowadzili mnie na sam próg i nawet machali rączką, dopóki nie znikłam z moim plecaczkiem za winklem (pewnie chcieli się upewnić, czy aby na pewno sobie pójdę).
smutno się żegnać i nie-smutno ruszać dalej w świat..

wydostanie się z Cordoby zajęło ok. 2h. -.-

pierwszy stop, pocieszne małżeństwo, których syn właśnie podróżował podobnie jak ja, tyle że w Ameryce Południowej.
to już wiem, że będzie dobrze.

czwartek, 31 maja 2012

najwyższy czas!




czas iść dalej.
chociaż jakoś tak smutno czasem, to nie oszukujmy się, Cordoba jest jednym z najnudniejszych miejsc na świecie!
piękna i cudowna, nie można jej tego odmówić.
piękna na emeryturę.

cabo de gata, valencia, barcelona

nastał maj.
w Cordobie poruszenie. bo ponoć kiedy jak kiedy, ale W MAJU to się dzieje.
w związku z tym postanowiłam wyjechać.



ok, postanowiłam wyjechać, bo 1. maja jest wolny, dlaczego więc nie zrobić sobie 11-dniowej wycieczki do Portugalii?

tyle, że w Portugalii miało lać.

przez cały tydzień. -.-


do tego Kasia mnie wykolegowała jak zwykle, bo miałyśmy jechać razem, ale jako że ona poważną studentką jest, nie to co ja, to oczywiście w połowie tygodnia wsadzili jej jakiś egzamin cząstkowy.
stwierdziłam więc, że oto nadszedł w końcu ten moment, żeby popodróżować trochę dłużej i dalej sama, w spokoju świętym od ludzi, w niepokoju wiecznym przy łapaniu stopa.

pięknie było.



pierwszy weekend maja w Cordobie to Cruces de Mayo, czyli że w całym mieście rozstawiają wielkie krzyże ozdobione kwiatami, a obok nich bary z piwem. głównie chodzi chyba o to, żeby nawalić się pod krzyżem - nie wiem jak inaczej można to zinterpretować :P
pomyśleć gdyby takie coś u nas chcieli zrobić...

my tymczasem widziałyśmy jeden krzyż, kiedy z Kasią wychodziłyśmy na wylotówkę z miasta...
szukać innych rozrywek niż Cruces de Mayo. Kasia ostatecznie zdecydowała się pojechać w część trasy ze mną.



rozdział 1.
hipisy.

wygramolamy się z podwózki do Granady, a tam na stacji hipisy szukają jelenia, który kupi im trochę benzyny. dziwnym trafem jechali tam gdzie my! po chwili Kasia ugadała jakiegoś gości na 20 litrów. no to jazda!

piątek, 18 maja 2012

Semana Santa, czyli zabieram rodzinę do Maroka

dużo by pisać.
niech stanie więc na tym, że odwiedziła mnie w kwietniu Szanowna Familia w składzie Mama Krystyna, Tata Andrzej i Fośka, co skrzętnie udokumentowałam - i zamieszczam z tego tytułu kilka zdjęć.

tragiczne zwroty akcji, które towarzyszyły temu wydarzeniu pozwolę sobie przemilczeć.

^^


środa, 16 maja 2012

baeza, úbeda, granada

nie wiem skąd wzięłam ten pomysł, pewnie czytałam gdzieś w przewodniku, jakie to Baeza i Úbeda ładne nie są. a nad morze za zimno, w Sierra Nevada ciągle dużo śniegu, ostatecznie stanęło więc na tych dwóch KLEJNOTACH ARCHITEKTURY RENESANSOWEJ w prowincji Jaén.

środa, 9 maja 2012

nieustające wakacje

czas płynie tak szybko, dni mijają niepostrzeżenie jeden za drugim.

ostatnie tygodnie były wspaniałe.
spotkania i ważne rozmowy, dzięki którym lepiej wiem czego chcę i co zrobić z podarowanym mi czasem. odważniej spełniać marzenia. widzieć dalej i więcej.
jakkolwiek banalnie to brzmi. ale poznałam ludzi wcale niebanalnych, fascynujących, inspirujących. pełnych życia.

dobrze jest:) chociaż wciąż wstaję z przekleństwem na ustach, że znów zaspałam, to zaraz potem uśmiecham się i.. hm. przecież obowiązkowe zajęcia mam tylko 2 razy w tygodniu o 19 :D


taka prawda, że za wiele tu do roboty nie mam; po walce z sekretarą, która łaskawie (!) przyjęła moje podanie, kochany pan dziekan zgodził się zaliczyć mi punkty z przedmiotów z trzeciego roku, które nadrobiłam na drugim i teraz mam właśnie tylko ten angielski 2x w tygodniu..^^ oczywiście zamiast sprawdzić to od razu w styczniu, zadzwoniłam dopiero po 2 miesiącach stresu, że tyle beznadziejnych zajęć, i to po hiszpańsku...
i co ważne, mam stypendium!!! dowiedziałam się w Meknesie, w Maroku i depresja skończyła się jak ręką odjął :D w sumie skończyła się już wcześniej, sam wyjazd do Maroka na 3 tygodnie zmienił mnie - każdy dzień tam był tak piękny, że nie sposób było nie być po prostu szczęśliwym.
tak. jednak teraz nie muszę już liczyć każdego eurocenta wydanego w Dii - robię to nadal, ale hobbystycznie ;P wcześniej też nie musiałam, oczywiście bez przesady, ale na pewno nie przyjechałabym tutaj drugi raz nie mając od początku stypendium - trochę zniszczyło to moją psychikę w pierwszym semestrze.


a jako że mam teraz opór kasy, to mogę.. jechać do Chin!!

san fernando 31, 1



naprawdę już nie wierzyłam, że będę kiedyś mieszkać z ludźmi, z którymi będziemy się chociaż w miarę normalnie dogadywać.. żeby chociaż na siebie krzywo nie patrzeć, a nawet odezwać się od czasu do czasu..

a może właśnie to dlatego teraz jest inaczej, bo nie tylko ja jestem INNA, każdy z nas jest INNY... :D
Juan, Agathe, Aga i Yealim. Antek zamknął się w swoim pokoju z obawy, że też zostanie wysmarowany :D

piątek, 20 kwietnia 2012

senderismo: palma & hornachuelos



pewnego słonecznego marcowego dnia Jose vel Sota wpadł na pomysł zorganizowania wycieczki do monasteru niedaleko Hornachuelos, niedaleko Palma del Rio, niedaleko Cordoby..


..kilka dni później chłodziliśmy się przy zimnym piwie (lub winie - ja) w Palma del Rio, gdyż spacer do monasteru okazał się być poprzedzony grillem u Soty w domu^^

wśród atrakcji tego weekendu był też mecz piłki ręcznej, ja wolałam jednak pospacerować po Palmie...


czwartek, 19 kwietnia 2012

post się skończył, czas na karnawał!

czyli skoro kwiecień pełną gębą, postanowiłam wrzucić trochę zdjęć z lutego^^

po powrocie z Maroka udaliśmy się bowiem do Cádiz, uświadczyć osławionego karnawału..
schronienie i doborowe towarzystwo znaleźliśmy przez CS – zatrzymaliśmy się u Kasi, która jest w Cadiz na Erazmusie i dzięki niej mogliśmy nie tylko zobaczyć czym jest karnawał, ale też poznać studenckie życie w tym mieście:)



położone nad oceanem, z plażą przy samym centrum jest też miastem surferów:)

piątek, 30 marca 2012

desert&mountains or morocco bis: final part of our symphony


kierunek pustynia.




łapiemy stopa na wyjeździe z Ouarzazate. nagle o gościa wysiadającego z taksówki ociera się drugi samochód. gość się przewraca, ale zaraz wstaje. reflektuje się jednak, że może jest ciężko ranną ofiarą wypadku, siada z powrotem na ulicy.
ktoś przynosi mu trójkąt.
samochody go wymijają, a chłop siedzi na środku ulicy i czeka.

pociskamy łapać stopa trochę dalej.

środa, 28 marca 2012

morocco bis, part IV: ouarzazate

kasby kasbami, ksary ksarami, ale jak to było po kolei po Legzirze?


zanim o tym jeszcze zapomniane niezapomniane chwile znad morza

czyli
kanapka dżem z tuńczykiem - palce lizać!

 niestety nie odważyłam się spróbować


oraz
kózka czekająca na pana w samochodzie! 


jak również
 pieśni i tańce na drodze do.

piątek, 23 marca 2012

ajt bin haddu


ksar, czyli ufortyfikowana osada lub siedziba plemienna, wznoszona z gliny i kamienia, często w oazach na pustyni na szlaku karawan

Ait Bin Haddu, oddalone ok. 30 km od Ouarzazate, wpisane na Listę UNESCO jest jedną z ważniejszych atrakcji turystycznych Maroka

wspinając się na szczyt wzgórza ksaru przez piękną kasbę nie dziwi fakt, że kręcono tutaj filmy takie jak Jezus z Nazaretu, Ostatnie kuszenie Chrystusa, Gladiator, Aleksander czy Królestwo Niebieskie:)


środa, 14 marca 2012

paradise beach


pic by michael:)

droga do Agadiru.
piękne plaże, kampery z Europy zachodniej i krowy przewożone na dachach marokańskich ciężarówek.
interesująca trasa:)



widok z dachu na souk w Agadirze.

niedziela, 4 marca 2012

morocco bis: casablanca & essaouira


no to jazda!

po cudnym, spędzonym na podróżach lutym czas powrócić do szarego życia erazmusa w Cordobie.. :)
od trzech dni grzeję tyłek przy brasero, a moi nowi współlokatorzy Hiszpanie gdzieś się rozpłynęli, nie widziałam ich od 2 dni... hm. Koreanka Jamila poleciała do Oslo spotkać się z tatą, także jestem sama póki co.



i jak to było z Marokiem?

piątek, 24 lutego 2012

i z rąk mi wypadło

życie prześcignęło bloga!

z Maroka wróciliśmy w poniedziałek, po nocy spędzonej na stacji benzynowej za Malagą- od razu poczuliśmy tą hiszpańską otwartość na drugiego człowieka, jaka to różnica po powrocie z Maroka..

..które było zachwycające, niesamowite i każdego dnia odkrywało przed nami nowe, piękne miejsca, tak, że chciało się tylko siąść i gapić z rozdziawioną gębą:)
Tyle się działo, a ja odcięta od cywilizacji stwierdziłam, że lepiej po przyjeździe wszystko na spokojnie spisać. Tymczasem Michael przyjechał ze mną i okupował komputer, a za chwilę wyjeżdżamy do Cadiz na karnawał i kto wie gdzie jeszcze- mam wolne do środy po południu :)

hasta luego zatem!

sobota, 21 stycznia 2012

tus anuncios, czyli o gorących Hiszpankach


z życia codziennego w Cordobie:

otwiera sobie człowiek rano poważaną gazetę, a tam...


ogłoszenia dały tylko baby. może to nic dziwnego, normalnie nie czytam tej rubryki.. :D

(trzecie od dołu po prawej powinno być "starsza", a nie "wyższa")