wtorek, 24 kwietnia 2012

Las Fallas

...czyli jedziemy do Walencji!




a po drodze..
stacja-matka. chyba tak zacznę ją nazywać. wylądowałam na niej też tydzień później, tym razem nie z odwiedzającym mnie kolegą z Polski, Piotrkiem, ale z poznanym na innej stacji szalonym Niemcem. z kolei jeszcze tydzień później jechałam do Madrytu i też tam wylądowałam... ale to już inne historie.

tymczasem podczas tej historii wylądowaliśmy nocą w jakimś małym miasteczku, tradycyjnie in the middle of nowhere, nie powiem że miasteczko nie było przytulne, ale to była dopiero połowa drogi. uratował nas poznany po drodze Hiszpan, nieopatrznie powiedział, żeby dać mu znać jak kiedyś będziemy jeszcze w pobliżu, i jeszcze nieopatrzniej obdarzył nas folderem, w którym chwalił się jakich to zwierzątek nie zamordował. w każdym razie był tam też jego telefon..
koniec końców pocisnęliśmy do Walencji nocnym autobusem. drugi raz w życiu wylądowałam w autobusie (płacąc) zakładając, że dojadę stopem. drugi raz w Hiszpanii. oczywiście.

ale do rzeczy.

Las Fallas, czyli Święto Ognia, wywodzi się oczywiście z tradycji pogańskich, kiedy w cesarstwie rzymskim żegnano zimę, oraz ze średniowiecznej tradycji, kiedy to cieśle w dzień swojego patrona, św. Józefa (19. marca) wywalali na ulice niepotrzebne drewno i palili je (typowe hiszpańskie zachowanie- wywalić co niepotrzebne na ulicę, zagracić, zatorować, narobić dziadostwa - sorry!). Z czasem kupom drewna zaczęto nadawać kształty, budować figury itd... Aż przybrało to formę taką, jaką ma dzisiaj, czyli figury zbudowane z drewna, kartonu czy innych lekkich i łatwopalnych materiałów są porozstawiane na ulicach i placach miasta. Uwaga - w innych miastach prowincji także świętuje się Las Fallas - przed przyjazdem myślałam, że zabawa ma miejsce tylko w Walencji...



Las Fallas to nazwa samego święta, trwającego tydzień i kończącego się 19. marca wielkim spaleniem, ale mianem fallas określa się także same figury.
falla i jej makieta






Specjalne bractwa zajmują się zbiórką pieniędzy na budowę fallas - przez cały rok organizują imprezy i kolacje, podczas których często sprzedają też tradycyjną potrawę Walencji- paellę.





Walencja jako miasto jest ładna i przyjemna, w centrum w starym korycie rzeki utworzono park


z okazji Las Fallas zbudowano też olbrzymią figurę Matki Boskiej całą wykładaną kwiatami..

katedra

 a w katedrze, oczywiście... zgadnijcie co!
Święty Graal, ot co.



wszędzie pełno budek z churros i buñuelos, czyli fest tłustymi podłużnymi pączkami i fest tłustymi, też smażonymi na głębokim oleju, kawałkami dyni w cieście. naturalnie wszystko fest drogie.
cisi bohaterowie Las Fallas


La Mascleta
o 12 pod ratuszem gromadzą się dzikie tłumy...

..po to, by wysłuchać kanonady wystrzałów trwającej z 10 minut... po chwili wszystko posiwiało od dymu.
nie przemawia do mnie specjalnie taka zabawa, huk że ohohoho, aż uszy trzeba zatykać. i tyle. :P

poza tym po całym mieście biegają dzieciaki i rozrzucają strasznie głośno strzelające COŚ.
gr!

każdy musi mieć chusteczkę, tradycyjną, fallańską chusteczkę!
to akurat ładnie wyglądało, a przy okazji wszelcy imigranci mogli kręcić biznesik przy sprzedaży ;)



wieczorny pochód






Walencjanki:)
prawie jak u Velazqueza







mlah

mlah mlah




w Walencji pełno jest graffiti...





czuć dzięki temu, że to miasto młodych, że żyje.. że coś się w nim dzieje. like it!
w starych opuszczonych budynkach w centrum pewnie pełno jest squatów


tymczasem przychodzi czas na ostatnią część... CREMACION!
najpierw, o 23, spalane są ninots, tzn. małe figury - przy każdej falla stoi taka mniejsza, ale przedstawiająca coś innego figurka, dedykowana dzieciom

i wreszcie palenie dużych figur! wybraliśmy Murzyna :P

aparaty w dłoń!


yeah

jeszcze raz aparaty w dłoń!

i jeszcze raz!! i kamery!

i pamiątkowe zdjęcie dla rodziny w Argentynie!
(cóż, zabili mnie)

ech, i oto co z niego zostało..

ale to nie koniec, nie nie!
figura stojąca na głównym placu spalana jest trochę później niż pozostałe (reszta palona jest w tym samym czasie)




na koniec, aby ostudzić atmosferę - zimny prysznic


a żeby jeszcze bardziej ostudzić atmosferę - ŚNIEG w drodze powrotnej
i to ma być Hiszpania...

piękna była Walencja, szkoda że tak mało czasu. zostało tam jeszcze do zobaczenia kilka rzeczy, jak choćby Ciudad de las Artes y las Ciencias, "Miasto Sztuki i Nauki" zaprojektowane przez Calatravę, o którym długo by pisać! ..czy Museo Provincial de Bellas Artes, Muzeum Sztuk Pięknych, podobno drugie co do wielkości w Hiszpanii z obrazami Goi czy Velazqueza.. ech.

przynajmniej są dobre powody, żeby tam wrócić:)

2 komentarze:

  1. Ale fajerTYSIĄC!!!
    Czad Agu, a z czego są robione te figurki?

    OdpowiedzUsuń
  2. napisałam ;p
    zbudowane z drewna, kartonu czy innych lekkich i łatwopalnych materiałów. w środku są oczywiście puste, przed spaleniem polewa się je benzyną czy czymś w tym guście, żeby szybko spłonęły.
    btw tydzień temu znów byłam w Walencji, bardzo przyjemne miasto <3

    OdpowiedzUsuń