sobota, 29 października 2011

Gibraltar!


ale najpierw...

kilka zdjęć po naszym powrocie z Granady miesiąc temu :
(gdyż weseli i rześcy udaliśmy się zwiedzać Cordobę)







wtorek, 25 października 2011

mi vida en Córdoba

czas wreszcie opisać trochę moje życie tutaj, mieszkam wszak w Cordobie już 1,5 miesiąca.
(z tygodniową przerwą na Maroko)

pierwsze 3 tygodnie po powrocie z Maroka były trochę straconym czasem (o pierwszym tygodniu po przyjeździe nie wspominając^^), bo niewiele rozumiałam przez andaluzyjski akcent tutejszych Hiszpanów, a jak już zaczęłam trochę kojarzyć to i tak nie mogłam się z nimi porozumieć przez mój żałobny hiszpański : )
oczywiście w czasie wakacji ani razu nie zajrzałam do książek :) zapomniałam końcówki we wszystkich czasach i mówiłam głównie "Aga jeść, Aga iść" itp. ^^ próbowałam się tak porozumiewać raczej tylko z moimi współlokatorkami, bo wstyd przed innymi ludźmi tak kaleczyć ich język. (choć oczywiście wiem, że inaczej nigdy nie będę robić postępów) właściwie przed nimi też było mi wstyd, więc mówiłyśmy częściej po angielsku; jak wspominałam ich angielski był początkowo tak jak mój hiszpański, ale jakoś sobie przypomniały i szło nam coraz lepiej : ) zresztą jedna z nich studiuje anglistykę, ale cóż, umówmy się- wiele dzieci w naszych gimnazjach mówi lepiej niż ona ;P ale z Ainoa mogę przynajmniej w miarę swobodnie rozmawiać.

tak czy siak bardzo ważna sprawa! jak wyglądają moje współlokatorki???
ku uciesze wszystkich o to pytających oraz osoby zdaje się najbardziej zainteresowanej sprawą (Wujo pozdrawiam!) - oto one:


Graciela, Ainoa i Inma

niedziela, 16 października 2011

it's tragedy, czyli wycieczka do Granady


ojojoj dawno mnie tu nie było!

poprzedni post również trochę mnie wykończył ^^ a teraz kiedy chciałam wreszcie coś napisać to albo znów trzeba było iść na imprezę albo internet tak się ciął (i tnie nadal!), że można oszaleć.

dojazd stopem z madryckiego Barajas nie należał do najłatwiejszych, myślałam, że pójdzie szybciej, ale w końcu francuscy wycieczkowicze podwieźli mnie spory kawał do samej Cordoby.

w której nic się nie działo.


siedziałam więc w mieszkaniu sfrustrowana nieco internetem, chodziłam do szkoły - zajęcia zaczęły się już niby 21 września, ale połowa była odwoływana, także trochę sobie pokrążyłam.
do szkoły mam 15 minut, dlatego zawsze wychodzę za 10 i biegnę i się spóźniam.. :)

jakieś party erasmusowe pewnie były czy spotkania... kolacja za 7 euro- kiedy pomyślałam, że wreszcie się zaczyna, okazało się, że już się kończy.. oO

ok. po kilku dniach przyjechali Kasia z Wojtkiem i odbyliśmy jedną z najgorszych wycieczek EVER - do Granady ^^

dlaczego najgorszych?
samo miasto jakoś bez szału jak to wszyscy (!!) emocjonują się, że Granada to najpiękniejsze miasto w Hiszpanii... jednak prawda, że byliśmy tam tylko klika godzin, nie widzieliśmy wszystkiego, do tego pewnie w nocy jest tam dużo ładniej... ale po prostu bez szału jak dla mnie.
statusu najgorszej wycieczki nie otrzymuje jednak przez wzgląd na ów spacer po mieście, ale przez wzgląd na jeden z najtragiczniejszych powrotów. powroty bowiem w 80% bywają w moim przypadku tragiczne, jednak noc spędzona w ciemnej andaluzyjskiej dupie na ciężarówce, gdzie ukrywałyśmy się z Renatą przed krążącymi Cyganami uważam za jedną z naprawdę naj!-gor!-szych! ^^



ale od początku.
otóż podzieliliśmy się i Kasia miała jechać z Wojtkiem, a ja z koleżanką z Erasmusa, Renatą. bladym świtem, czyli około 9 (można rzec, że to tutaj blady świt, bo Słońce wschodzi dopiero koło 8.30 - dziwne) pocisnęliśmy wesoło do wyjazdu z miasta, zajęło nam to około godzinę.
zdecydowaliśmy się jechać drogą lokalną, nie autostradą, bo to najkrótsza trasa; poza tym chciałam uniknąć zmieniania autostrady, jeśli ktoś akurat nie skręcałby tam gdzie my, musielibyśmy biegać po autostradzie, a jakoś niespecjalnie mi się chciało.

poszło całkiem nieźle, Wojtek i Kasia złapali po 5 min prosto do Granady, my z Renatą z 2 przesiadkami, ale 2. samochód sam się zatrzymał, bo gość widział nas jak ładujemy się pod Cordobą, a 3. złapany w ostatniej chwili - szłyśmy na miejsce do łapania, ale kiedy zobaczyłam TO:


..wyciągnęłam rękę praktycznie kiedy już nas minął, ale udało się! :D

miły pan podwiózł nas do centrum Granady.
znalazłyśmy informację turystyczną, gdzie wzięłyśmy mapkę i poszłyśmy (a raczej wspięłyśmy się) pod Alhambrę - główny zabytek Granady, wielki i przepiękny (podobno) zespół pałacowy z XIII wieku, rozbudowany przez Arabów w XIV wieku. Alhambra była ostatnim punktem oparcia Arabów w Hiszpanii, czyli została zdobyta w 1492 roku. Oczywiście jest wpisana na Listę UNESCO.