poniedziałek, 26 września 2011

pierwszy raz w Maroku, pierwszy raz w Afryce! :)

zwiedzanie Hiszpanii rozpoczęłam od tygodniowej wycieczki do Maroka ;p na szczęście nie musiałam jechać sama.

oto uczestnicy wycieczki:

Kasia - fizyk-teoretyk               Wojtek - pan filolog                   Aga - niewydarzony religioznawca


kiedy?
przeważnie 17-24 września, jednak również trochę przed i trochę po

miejsce:
drogi i bezdroża Afryki i Europy ;) zasadniczo Maroko.

koszt:
70 zł: 2 bilety Ryanair Madryt-Tanger i Marrakesz-Madryt, kupione ok. 1,5 miesiąca wcześniej (easyjet tez ma w takich cenach)
60 euro: wydane na miejscu, przy czym była to wyprawa all inclusive: 6/7 noclegów płatnych, pamiątki, restauracje, autobusy (!!), taksy (!!!!)..


Kasia i Wojtek dotarli stopem z Krakowa do Madrytu w ciągu 3 dni, spali u ludzi z CS, mnie nie udało się załatwić tak noclegu, przyjechałam więc do Madrytu 16.09, w piątek wieczorem, z zamiarem spania na lotnisku (wylot mieliśmy ok. 11). Praktycznie całą drogę podwoził mnie wytatuowany Marokańczyk, trochę się go na początku wystraszyłam, ale był ok. Słuchaliśmy Tiken Jah Fakoly- dobre wprowadzenie w klimat przed wyprawą, a jako że on mówił tylko po francusku nie mieliśmy możliwości odbycia dłuższej konwersacji :) Dowiedziałam się tylko, że jeździ ciągle między Afryką a Francją, wozi samochody czy co, a może handluje haszem, kto to wie. Zatrzymaliśmy się na parkingu żeby sobie zajarał, myślałam, że to jakiś papieros, dopiero w Maroku dotarło do mnie że tak pachnie haszysz.. Cóż, w Hiszpanii to normalka.
Mógłby mnie zawieźć na lotnisko, ale chciałam jechać do centrum spotkać się z Kasią i Wojtkiem (ostatecznie nie doszło do tego, bo dotarłam za późno).
Metro w Madrycie dojeżdża na lotnisko, są trzy przystanki. Wysiadłam na środkowym - niestety nie trafiłam tam, gdzie myślałam że będę. Nie chcąc drugi raz płacić za bilet postanowiłam się przejść, w końcu miałam całą noc przed sobą. Zagadnięci o kierunek ludzie, dwie babcie z upośledzonym chłopakiem, stwierdziły że to za daleko i że mnie zawiozą. Ok! :) Po drodze podwoziliśmy jeszcze jakichś znajomych, tak, że w pewnym momencie siedziałam z tyłu z dziadkiem i dwoma babciami jeden na drugim :D w końcu babcie postanowiły, żebym spała u jednej z nich! słodkie! :D także przyfarciłam- noc spędziłam u pani Beatriz. odstąpiła mi nawet swoje łoże, uparła się, że to ona będzie spać na kanapie.. :(

ja i Beatriz

rano dostałam śniadanie, kanapkę i soczek do samolotu, a jakby tego było mało Beatriz podrzuciła mnie pod sam terminal. tam odnaleźliśmy się z Kasią i Wojtkiem i wesoło poszliśmy się odprawić. przeżyliśmy chwilę grozy, gdy przez wymianę kasy (złodziejski kurs!) o mało nie spóźniliśmy się na samolot.. tak przynajmniej myśleliśmy i biegliśmy przez lotnisko zbliżając się z przerażeniem do pustej bramki.. okazało się że samolot był opóźniony :)

lecieliśmy ponad 3 godziny, tzn. ponad godzinę, ale w Maroku trzeba dodać 2h do europejskiego czasu.
z lotniska nie było autobusów, zdecydowaliśmy (zostałam przegłosowana ;) ) żeby jechać taksą (150 dirham = mniej więcej 15 euro). razem z dwójką młodych Hiszpanów złożyliśmy się na nią i wyszło po 3 euro za osobę.
(w Maroku są dwa rodzaje taksówek: grande taxi, które mogą jeździć poza granice miasta i petit taxi, które poruszają się tylko w granicach miasta)


Tanger to postkolonialne miasto, przechadzając się po jego starszej części ma się wrażenie, jakby czas zatrzymał się tutaj sto lat temu.



typowy ubiór Marokańczyków - długa szata, czapa na głowie i laczki w szpic. oraz broda.

poniedziałek, 19 września 2011

jedno oko na Maroko, a drugie..?

..a drugie na Bab Bou Jeloud w Fezie. Od przedwczoraj jetem z Kasia i Wojtkiem w Maroku :D jest super!!
lecielismy z Madrytu do Tangeru, pierwszy dzien spedzilismy zwiedzajac Tanger; spalismy w namiocie na dachu u jednego z wszechobecnych naganiaczy w pobliskim Asilah. Tam tez spotkalismy Belga Thomasa, z ktorym wieczorem poszlismy przejsc sie po medresie, starej dzielnicy miasta. Kasia i Wojtek jedli tam gotowane slimaki.. ja sie nie skusilam, choc podobno sa dobre na gardlo, a przez klime w Hiszpanii mam ciagle chrype i nie moge mowic.
Wczoraj pojechalismy stopem do Fezu, zapowiada sie na bardzo ciekawe miasto. Stop w Maroku to bajka, czestio tylko wyciagasz reke i od razu jedziesz ;D
Maroko jest piekne; jestem zachwycona :D tymczasem wracam do moich towarzyszy zeby za bardzo mnie nie znielubili. 24.09 wracam avionem z Marrakeszu
salam alajkum!

środa, 14 września 2011

hola?

11 sierpnia, niedziela

niedzielę rozpoczęłam od uroczystego śniadania za 1,5 euro (2 tosty, sok i kakao) w barze przy hostelu. następnie udałam się do kościoła, gdzie ksiądz odprawił mszę w ekspresowym tempie 35 minut. mogłabym przystąpić do kontynuacji radosnego poszukiwania mieszkania, ale dzień wcześniej murzynek w hostelu powiedział mi, że nie ma miejsc na dzisiejszą noc, także byłam przygotowana na kolejne szukanie noclegu przez 2 godziny. kiedy już zwaliłam się na dół ze swoimi walizami, okazało się, że ktoś zrezygnował i mają miejsce. zmieniając pokój z 7osobowego dormitorium damsko-męskiego na 3osobowy pokój tylko dla bab, płaciłam teraz 15 euro ( za 7os. 17 euro). zrozum Hiszpanów..

polazłam do dzielnicy Ciudad Jardin, niedaleko centrum i niedaleko uniwersytetów, mieszkają tam studenci i jest dużo ogłoszeń. tutaj raczej nie daje się ogłoszeń w internecie, tylko rozwiesza na ulicy. pozbierałam sporo karteczek z numerami i zaczęłam dzwonić, ale było to daremne, bo prawie nie mówię po hiszpańsku ^^. udało mi się kilka razy zrozumieć, że już zajęte, albo że szukają od razu kilku osób. standardem jest tu, że w mieszkaniu są 2 łazienki (nie kibel i łazienka, ale dwie łazienki!)- trochę dziwne; praktycznie wszystkie mieszkania mają też osobny salon. Oczywistością jest, że każdy ma swój pokój, nie tak jak u nas pokoje przeważnie są 2-osobowe, czasem 3os. czy więcej. :D

wtorek, 13 września 2011

pamiętniczek z Hiszpanii..

..czas zacząć prowadzić.
dla mamy, taty, misiów-pysiów.
oraz dla lansu, wiadomo.



słowem wprowadzenia pragnę zwierzyć się, iż ekskurs ten zaaranżowany został przez Wielce Szanowny O Jakże Uczony Uniwersytet Ekonomiczny z Krakowa. zaaranżowanie polegało na tym, że UEK ma podpisaną umowę wymiany studenckiej z uczelnią w Kordobie. jako że okazałam się być zbyt tępa, nie dostałam stypendium- znaczna większość ludzi dostała, ale niestety są też tacy którzy nie uświadczyli. trochę tego nie rozumiem, ale wielu rzeczy które się tam dzieją nie rozumiem, być może z czasem zostanie mi to dane.
jednak może przez fakt ten powinnam zmienić nazwę wycieczki na DZIADING W HISZPANII ?
uwidzimy.
tymczasem sponsorem pozostaje pragnący zachować anonimowość Pan Tata Andrzej. pozdrawiam!