poniedziałek, 28 listopada 2011

jesienn

nnie


zapomniałam trochę o Cordobie.


ale ona ciągle tutaj jest, a ja w niej. siedzę. i jem. i rosnę.
i tak niepostrzeżenie minął sobie listopad..

dziękuję za uwagę.



środa, 9 listopada 2011

cudownie, najlepiej, najwspanialej



...czyli witaj Portugalio!! :D


a konkretnie Lizbono.


…tylko Lizbono- bo miałyśmy do dyspozycji jedynie 4 dni wolnego (Wszystkich Świętych przypadło we wtorek, a w poniedziałek brak ważnych zajęć:) właściwie Kasia chciała zostać do środy, ale ja jako fest pilny student wolałam jednak wrócić

…i nie tylko Lizbono- bo nasi hości z CS okazali się tak kochani, że zrobili nam dwie wycieczki w bliższe i dalsze okolice stolicy:)





w Portugalii zakochałam się już 4 lata temu, podczas pierwszej wyprawy stopem zagranicę. nie umiem tego wytłumaczyć, po prostu czuję się tam dobrze, bardzo dobrze. klimat nad oceanem jest inny niż nad morzem; patrząc na ocean czuje się jakąś jego siłę, moc, potęgę, która porywa. dostojną przestrzeń niezmierzonej głębi.


i z jednej strony boisz się tej potęgi, a z drugiej chcesz zamknąć oczy i pozwolić jej porwać się, pochłonąć, zawładnąć tobą… zobaczyć ten zupełnie inny świat, jego odmienność, drapieżność i piękno. ukołysać się w jego niebieskości do snu.


..tymczasem otwierasz oczy. jesteś dalej na plaży z mnóstwem wyrzuconych na brzeg muszelek, krabów, meduz, alg, śmieci i ośmiornic. mewy przechadzają się obok, zostawiając ślady płetw na piasku.


nie należysz do tego niezgłębionego świata, możesz tylko zamoczyć w nim palce stóp, możesz tylko stać na brzegu i patrzeć.


tak czasem sobie myślę. jeśli akurat nie biegam po plaży zbierając muszelki albo robiąc zdjęcia krabom.





tymczasem oto foto-relacja z wyprawy:

w ciemnej dupie, czyli kolejny stop do następnego zjazdu z autostrady, po którym nikt nie wjeżdżał...
przez imprezę dnia poprzedniego oraz moje nieogarnięcie transportu w Cordobie zaczęłyśmy łapać stopa dopiero po 12... -  przecież Cordoba-Lizbona to tylko z 500-600 km ^^