piątek, 30 grudnia 2011

Madrid y Navidades en España


miało być najpierw o Świętach, ale doszłam do wniosku, że nie ma sensu powtarzać tego, co można znaleźć np. tutaj:
http://www.twojaeuropa.pl/1074/navidad-czyli-boze-narodzenie-w-hiszpanii
zwłaszcza, że mój opis byłby (zapewne.. :P) podobny.
także jeśli ktoś ma ochotę dowiedzieć się jak to mniej więcej wygląda w Hiszpanii, to polecam powyższy artykuł. ja sama powróciłam na Święta do Polski, dlatego też nie miałabym wiele więcej do powiedzenia na ten temat.
tymczasem zapodaję 'kolędę' powszechnie znaną i śpiewaną w Hiszpanii podczas Świąt (ryła nam mózgi nawet w Mercadonie...):



..czyli że "spójrz jak rybki w jeziorze piją, żeby zobaczyć jak rodzi się Bóg" oO


jako że wracałyśmy z Renatą na Święta do Polski avionem z Madrytu, chciałyśmy pojechać tam 2 dni przed wylotem, żeby coś jeszcze pozwiedzać.
niestety poszukiwanie coucha w tym 3milionowym mieście nie okazało się wcale łatwe.. wielu ludzi w profilach ma napisane jakieś tajne informacje, które musisz zawrzeć w swoim pytaniu, żeby byli pewni, że studiowało się ich profil wystarczająco uważnie, albo stawiają różne dziwne warunki...
np. jeden gość niby się zgodził, a później od razu wprost nam napisał, że mamy z nim wyjść i stawiać mu drinki (buhaha), a w ogóle to on musi nas najpierw obczaić, a jak mu się nie spodobamy to musimy się liczyć z tym, że nie zgodzi się nas przenocować...
KAMAN WTF?! oO

ok, wiem, że dużo ludzi w ogóle nie czyta tych profili tylko robi kopiuj>wklej, ja przeważnie nie, ale jak nie mam czasu to zdarza się. heloł poza możliwością poznania nowych ciekawych ludzi główną ideą couchsurfingu jest jednak właśnie COUCH SURFING...
ech.
ok, w końcu udało nam się znaleźć Martynę, Polkę, która jest na Erazmusie w Madrycie i zgodziła się nas przenocować w swojej malutkiej kawalerce w centrum, ale to było już trochę później i pojechałyśmy tylko 1 noc przed odlotem..
(i tak wystarczyło, jak dla mnie..)

stop do Madrytu:
łapanie stopa w Cordobie: 3h
później już szło gładko - ok, poza tym, jak gość wysadził nas na tragicznym pustym zjeździe, gdzie mogłybyśmy spędzić noc, gdyby nie jak zwykle łut szczęścia... ale najlepszy był Luis Eduardo Hernandez, który po tym, jak przy stacji przyczepiła się do nas policja, zabrał nas do Madrytu. chłop był z Ameryki Południowej, może z Kolumbii, od kilku lat pracuje w Espanii, a tego dnia mówił, że spał po imprezie ze 4 h, później bladym świtem musiał jechać tam i z powrotem do Malagi.. był wrakiem, a w Madrycie czekała go kolejna impreza! szalony.
(policja na stacji nas wylegitymowała i twierdziła, że łapanie stopa jest w Hiszpanii zabronione. po wytłumaczeniu im, że jest, ale tylko na autostradach, tak jak wszędzie - panowie zmienili zdanie oO podobno często trzeba im to tłumaczyć; sami nie wiedzą co w ich kraju można, a czego nie..)



Madrid




a w te Święta to Madryt oszczędza(ł). tak tak.
na oświetlenie miasta składało się 3 800 000 lampek, o 600 000 mniej niż w zeszłym roku!
ponadto zmniejszono zużycie energii na światełka o 27% w porównaniu do ubiegłego roku. ozdoby były zapalane na 18h dziennie, tak, że w piątek i sobotę gaszono je o 24.00, a w pozostałe dni już o 23.00.. (poza Wigilią i Nowym Rokiem).
co więcej, w tym roku nie było nowych ozdób- miasto udekorowano wyjątkowo tymi samymi, które świeciły zeszłym roku!
Madrycie, podziwiam, jak w dobie kryzysu zaciskasz pasa.

środa, 28 grudnia 2011

Portugalia 1.2


portugalski hit ostatnich dni

Niedługo po naszym powrocie z Sevilli odwiedzili nas poznani w Lizbonie
..Celso..
..i Daniel.
jako że zostali przywitani chlebem i solą oraz wódką mieli powody do radości ;p
jednego z wieczorów przybył też Rafa z Jaen.
na drugim planie Kasia ze swoim prezentem urodzinowym od Celso i Daniela:)



z okazji ich wizyty udaliśmy się pod Cordobę zwiedzić Medinę Azaharę, czyli jakieś ruiny.
jakieś ruiny (myślałam, że będzie to tylko kupa gruzu) okazały się całkiem sporymi pozostałościami po istniejącym tu kiedyś mieście..



poniedziałek, 12 grudnia 2011

McSevilla i duże frytki



kryzys kryzysem, ale świętować trzeba. 6. i 8. grudnia to kolejne wolne dni w Hiszpanii nazywane "puente" - czyli most. jako że w tym roku przypadły na wtorek i czwartek chciałyśmy jechać już w piątek 2 grudnia do Walencji- ja z Renatą, a Kasia ze swoją współlokatorką Zosią. ostatecznie jednak w piątek były jakieś imprezy, więc zostałyśmy w Cordobie i stwierdziłyśmy, że Walencja daleko...
że może będzie padać...
że może trzeba wrócić w poniedziałek na hiszpański i nie opłaca się tyle jechać...
stanęło więc na wycieczce do Sevilli.

jako że Renata ma znajomych chyba w połowie hiszpańskich miast ;) mogłyśmy spać u jej kolegi, Darka. tyle że po imprezie wstałyśmy w sobotę koło 13 (ok, ja o 14) i nie wiem czy kiedyś później zaczynałam łapać stopa - na wyjeździe byłyśmy koło 16.. zresztą Kasia i Zosia nie były wiele szybsze ;p
prawie od razu złapałyśmy jakichś 3 gości, nie dogadałyśmy się do końca i zawieźli nas... na kolejny wyjazd z Cordoby oO chcieli nas po prostu przewieźć kawałek - super. to było trochę gorsze miejsce, stałyśmy 3 godziny i już zastanawiałyśmy się nad powrotem (co zaiste byłoby smutne), zwłaszcza że Hiszpanie to często żałosne chamy, pokazują środkowy palec lub jeszcze inne znaki, drą mordy z samochodu czego i tak (na szczęście) nie da się zrozumieć, udają że się zatrzymują i odjeżdżają, mając przy tym ubaw życia... dzicz.
w końcu jednak zatrzymały się 3 dziewczyny, Brazylijki, które są na wymianie w Barcelonie, ale korzystając z puente zwiedzały Hiszpanię wypożyczonym samochodem. (wiadomo - jeśli zatrzymuje się ktoś w Hiszpanii to na 50% nie będzie to Hiszpan.. dzicz ma pełne gacie i boi się zabierać autostopowiczów, nawet jeśli to 2 dziewczyny.. ;P)

tak czy inaczej dotarłyśmy do Sevilli, która, w przeciwieństwie do Cordoby była już ozdobiona świątecznie, a przez ulice przewalały się takie tłumy, że nie dało się przejść.. +wszędzie pełno drącego się bachorstwa, gr :P

wtorek, 6 grudnia 2011

Jaén


w weekend 19/20 listopada wybrałyśmy się z Kasią do Jaén, niewielkiego miasta ok. 108 km na wschód od Cordoby.

dotarłyśmy dość szybko poruszając się głównie carreterami i podziwiając po drodze oliwki dojrzewające na polach.. w powietrzu czuć było specyficzny zapach oliwy.
prowincja Jaén to najbogatszy w gaje oliwne region Hiszpanii i zarazem największy światowy producent oliwy z oliwek.

z centrum odebrał nas nasz host Rafa, a jako że mieszka w dzielnicy La Magdalena, tak wygląda widok z jego mieszkania:)


nie tracąc czasu poszłyśmy na spacer..

piątek, 2 grudnia 2011

listopadowo po raz drugi




tydzień po powrocie z Lizbony przyjechał do nas nasz host z Gibraltaru ze swoim kolegą Hiszpanem.
długo by opowiadać, tyle, że zakończyło się to tragedią.
przez dwa wieczory moje Hiszpanki nie mogły przesiadywać i oglądać swoich seriali w salonie (przy czym piły z nami, a za drugim razem gdzieś wyszły), co okazało się być dla nich traumatycznym przeżyciem.
w związku z tym raczej nie mogę mieć gości.
w związku z tym chcę się przeprowadzić na drugi semestr. :)