piątek, 19 września 2014

wyprawa Chiny 2012 - cz. 3: Mongolia


Łuhuł, jesteśmy w Mongolii!!! Udało się :D
Witaj kraju stepów, Czyngis Chana i kozich bobków!



Ładne widoczki znajdują się trochę niżej, ale zanim nam się ukazały trzeba było pokonać granicę z Rosją. Stop niby płatny, zwłaszcza żeby przejechać przez wspomnianą granicę, ale tak jak podejrzewaliśmy któraś z kolei osoba zgodziła się przewieźć nas za darmo.
Niedługo potem zabrało nas kilku wesołych panów (nie wiem ilu nas było razem w samochodzie, ale na pewno o kilka osób za dużo), z którymi dotarliśmy do mongolskiego ośrodka wypoczynkowego!

Mongołowie na wakacjach grają w siatę, a co. Do tego cała zabawa odbywa się pod świętą skałą - na zdjęciu w tle - która emanuje MOCĄ.
Jurty do wynajęcia na wakacje :D


Dokulaliśmy się jakoś do Ułan Bator, gdzie znaleźliśmy tani hostel (szmaty leżą na podłodze z powodu przeciekającego dachu):

Nasz hostel po prawej na górze. Na dachu można było spać też w jurcie... Trochę dziwne żeby była na dachu ale co kto lubi.
Ta sama ulica w drugą stronę. Zdjęcie obrazuje Ułan Bator jako miasto kontrastów - z jednej strony klepisko i jurta za bramą, a po lewej elegancka ulica i nowe domy.
Znalazł się nawet taki wieżowiec:
W Ułan Bator mieszka ponad 1 milion ludzi, tymczasem w całej Mongolii żyją niecałe 3 miliony. Gęstość zaludnienia na 1 km2 to 1,75, co plasuje Mongolię na jednym z ostatnich miejsc na świecie pod tym względem.

Tymczasem przy wejściu na targ panowie grają w bilard na świeżym powietrzu:

A my kierujemy się w stronę wędek, żeby Grzesiek miał czym łowić. Grube ryby łapią tutaj na imitację myszy ;O


Plac Sukhbaatar:


Pierwszego wieczora dotarliśmy zmęczeni na plac i szukaliśmy kawiarenki internetowej, żeby znaleźć jakiś hostel. Zagadaliśmy stojących niedaleko chłopaków, po czym jeden z nich dobrze mówiący po angielsku natychmiast wpakował nas do swojego samochodu i zawiózł pod same drzwi kawiarenki... Po czym wręczył nam swoją książkę i wpisał dedykację mówiąc, że jest poetą :D Szkoda tylko że nic nie rozumiemy po mongolsku, ale i tak na pewno nigdy go nie zapomnimy.

 

Wesele?
Coca-Cola everywhere.
W sklepie nie wiedzieliśmy do czego może służyć kozia nózia, ale przekonaliśmy się o tym w drodze powrotnej do Polski, kiedy mongolski szaman (jak sam się określił), u którego spaliśmy wziął nas na polowanie i kręcąc zwisającym przy nózi paskiem "czarował" zwierzynę.
Przy wejściu do jednej ze świątyń Coca-Cola i Grab&Go...
A półki w sklepach.....
....uginają się od polskich towarów!!
Szok, ale jak się okazało Mongolia znaczną część żywności sprowadza z Polski. Ogórki, sałatki w słoikach, czekolady czy draże Korsarz :D Wiele towarów pochodzi też z Rosji.



Wyjeżdżając z Ułan Bator można natknąć się na wielki pomnik Czyngis Chana, na punkcie którego Mongołowie mają lekkiego bzika - olbrzymi prawie jak nasz Jezus Świebodziński.

Wyjeżdżamy nad rzekę Herlen Gol żeby zaznać stepów i by Grzesiek mógł złowić swojego tajmienia, czyli czas na bajkowe widoki:








Gdzieś w międzyczasie inni Mongołowie uczyli nas jak się u nich pije wódkę: najpierw trzeba zamoczyć w niej trzy palce i wystrzelić w niebo jako dar dla duchów przodków.
Ze starszymi przeważnie dało się dogadać po rosyjsku, a młodzież (przynajmniej w Ułan Bator) mówiła po angielsku.



To się nazywa gówniany płot.
Polskie leczo na kolację! Prawie jak u mamy ;)

Jest lenok. Chociaż Grzesiek jest zwolennikiem metody "złów i wypuść", tym razem robi wyjątek.





Jeszcze jeden wyjątek ;P


Poranna misja z myciem głowy.
I z praniem w rzece. Prawie jak w dowcipie: twoja stara pierze w rzece - hm, bardzo śmieszne.


Pewnego razu przygalopował do nas ten pan...
...i trzeba było ładować Czyngisa. Niby śmieszne, ale widać, że Mongołowie mają problem z alkoholizmem. Komuna dała tanią wódę tak jak w Polsce i nie jest łatwo zmienić mentalność ludzi.
Chociaż poza pijaństwem co niektórych ludzie są do rany przyłóż! Poznany pan wskazując w dal na swoją jurtę nakazał nam przyjść do niego następnego dnia rano po mleko.
Pojawiła się kolejna misja z dostarczeniem suchych patyków na ognisko. Na stepie znalezienie kilku suchych kawałków drewna nie jest takie łatwe, a na palenie suchymi krowimi plackami jakoś nie chcieliśmy się zdecydować.
Jurta poznanego dzień wcześniej pasterza.
I po raz kolejny ugoszczono nas kumysem, twardymi chlebkami i suszonym, mega słonym serem.
Kumys to sfermentowane kobyle mleko, w smaku dość słone, mnie osobiście niespecjalnie przypadł do gustu, za to Grzesiek chętnie spijał wszystko- również za mnie.
Ola w kolejnej jurcie na kumysowej gościnie.

Po wycieczce nad rzekę musieliśmy jechać dalej do granicy z Chinami, i chociaż droga nie przedstawiała się zbyt kolorowo jechaliśmy oczywiście stopem (istnieje też opcja pociągu, ale to byłoby zbyt łatwe:). Droga z Ułan Bator do Erenhot wygląda tak jak poniżej - tworzy ją kilka równoległych polnych dróg i kierowcy swobodnie mogą sobie z nich wybierać raz środkową, raz tą bardziej z lewej a innym razem znowu z prawej... Droga asfaltowa prowadzi przez kilkadziesiąt kilometrów z Ułan Bator, ale w pewnym momencie się urywa i dalej trzeba jakoś sobie radzić...

I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że przejechanie 300 km zajęło nam 3 DNI. 3 dni prawie ciągłej jazdy, nie zatrzymywaliśmy się nigdzie dłużej, ani nigdzie nie utknęliśmy.
No może poza kilkoma godzinami spędzonymi na wyciąganiu naszej ciężarówki zakopanej w błocie...



Chłopcy zajęli się podsypywaniem żwiru, a ja mogłam w tym czasie zapoznać się ze stadkiem wielbłądów.



A później znowu gdzieś na drodze:
Z zabraniem się nie ma jednak większych problemów, zwłaszcza w odludnych miejscach. Kiedy komuś zepsuje się samochód zatrzymuje się pierwsza przejeżdżająca osoba - bo każdy wie, że więcej tego dnia może się nikt nie pojawić i osoba potrzebująca pomocy zostanie sama na noc, a może i dłużej.
Nagle szok! Kilkanaście kilometrów nowej drogi. 
 I niewiele dalej wracamy do normalności:
Tutaj przejeżdżamy już fragmentem pustyni Gobi.
A tak w Mongolii przewozi się ciężarówki.

Na razie to by było na tyle. Na horyzoncie granica mongolsko-chińska :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz