sobota, 20 września 2014

wyprawa Chiny 2012 - cz.5: Chiny (Chengde i Syczuan)


Chengde

Z Pekinu wybraliśmy się do stosunkowo niedaleko położonego Chengde, by zwiedzić świątynię Puning Si (chociaż niemałą atrakcją jest tutaj także Świątynia Putuo Zongcheng). Jako ciekawostka: w Chengde spaliśmy w kawiarence internetowej, gdyż wszystkie tańsze hotele dla bogatych białych takich jak my były niedostępne i nikt nie chciał nam wynająć pokoju... Taka dziwna polityka wobec turystów - albo płacisz dużo albo nie śpij? Czy może nie chcieli żeby turyści oglądali biedę w tych tańszych hotelach? Nie wiem. Tak czy inaczej na drogi hotel nie chcieliśmy się decydować, a że zauważyliśmy, że panowie w kawiarence internetowej swobodnie "wbijają gwoździa" przed ekranami - poszliśmy w ich ślady. Za niedopłacone godziny nawet nie chcieli rano kasy, kochani :D


Puning Si - Świątynia Powszechnego Spokoju
XVIII-wieczny klasztor zbudowany w mieszanym, chińsko-tybetańskim stylu, mieści 22-metrowy posąg bogini Guanyin uosabiającej współczucie. jest to podobno największa drewniana rzeźba na świecie. ma 42 pary rąk, w których trzyma różne atrybuty, waży 110 ton.

W chińskiej części kompleksu.




Na drugim planie pawilony zbudowane w stylu tybetańskim - od razu widać różnicę.
W tym 6-piętrowym Pawilonie Mahajany znajduje się posąg Guanyin.


Tybetańskie pawilony podobały nam się bardziej niż sam posąg:


Młynki modlitewne.

A zaraz za świątynią znany biznesik: można kupić kłódkę na szczęście, na zdrowie, na cokolwiek i zawiesić obok.


Lody o smaku groszkowym?
Pan poznany w autobusie też zażądał z nami zdjęć. Mówił po angielsku! ;O
Mieliśmy w planie zobaczyć też Chiński Mur, ale w miejscu do którego wszyscy jadą z Pekinu podobno można zostać zadeptanym, dlatego znaleźliśmy alternatywne miejsce. Częściowo chcieliśmy dojechać tam stopem, który okazał się płatny, a kierowca ostatecznie nie dowiózł nas pod Mur i wysadził w tzw. ciemnej dupie późno wieczorem :/ Nie było nawet za bardzo gdzie rozbić namiotu, bo albo skały, droga, albo kilka domów tak ciasno zbitych, że ciężko byłoby znaleźć miejsce. Postanowiliśmy więc zapukać do jakichś drzwi licząc, że nas przygarną... I faktycznie, pierwszy wybrany dom, pokazujemy bezczelnie że my -- u was -- spać -- i pocieszni ludzie dali nam schronienie w jakimś dodatkowym pokoju, nakarmili nawet miską ryżu :D
A Mur, niestety, ale zobaczymy przy następnej wizycie w Chinach.

Na pocieszenie słabe foto z autobusu.

Widoki z pociągu w drodze do Syczuanu





Syczuan

Temu chłopcu życzymy POWODZENIA!!!
Jedyny nieudany wybór jedzeniowy - za dużo dziwnego mięsa, bleh.
 W Chengdu w Syczuanie przygarnął nas Mr T z CS, dzięki któremu dowiedzieliśmy się np. jak sprawić, żeby mieć w Chinach normalny (względnie szybki i bez blokad na facebooka czy youtube'a) internet - trzeba łączyć się przez amerykańską satelitę! Dzięki niemu spotkaliśmy się też z chińską młodzieżą, dla której prowadził zajęcia po angielsku:)

Jak Chengdu i Syczuan, to obowiązkowo odwiedzamy pandy!
Niestety, ale pandom grozi całkowite wyginięcie w niedługim czasie. Wybijane przez kłusowników, niszczenie ich naturalnych siedlisk przez wycinkę lasów pod pola uprawne oraz masowe obumieranie bambusów to czynniki, które wpłynęły na ich zagładę. Ponadto pandki nie chcą się specjalnie rozmnażać, a jeśli już to małe cechuje duża umieralność. W Chinach utworzono więc 40 rezerwatów i ośrodki badawcze takie jak ten w Chengdu.

Bambusowy las w ośrodku dla pand.
Było zbyt ciepło, więc pandzie musiały siedzieć w klatkach w budynkach, a nie na wybiegach.
<3 <3
(długa kolejka do zdjęcia i poganianie przez ochroniarza)
Trochę średnia imitacja naturalnych warunków.




HA!
Pandy małe, zwane też czerwonymi, są bardziej odporne na wysoką temperaturę i hasały na wybiegach na zewnątrz.






Pojechaliśmy też w pobliskie góry Emei Szan (jedna z czterech chińskich świętych gór buddyzmu), gdzie spaliśmy w buddyjskim klasztorze:





Mnich też człowiek, czemu miałby nie pograć w pingla z kolegami?
Rano miejsce przestaje być już tak urokliwe - jak wszędzie, tak i tam walą tłumy. Zwłaszcza, że do klasztoru dojechać można kolejką linową...
...albo zostać wniesionym przez tych oto panów.
My korzystaliśmy oczywiście z własnych nóg. Następnego dnia rano poszliśmy dalej w górę wyschodkowaną drogą do kolejnych klasztorów.



 
Jedzonko u mnichów.




 
Dziewczynki zafascynowała nasza mapa:)




 Kolejny klasztor w oddali.



Zwierzęta nie mają lekko pod górę.
Przed sklepem można wybrać kuraka, którego będzie się konsumować.


Po powrocie z gór do Chengdu Grzesiek nie czuł się za dobrze, poszliśmy do szpitala po leki i zostaliśmy od razu bez problemu przyjęci (do tego nie skasowali nas za wizytę, płaciliśmy tylko za lekarstwa). Sprawdziła się karta ISIC - najpierw konsultowaliśmy się telefonicznie i podali do którego szpitala mamy iść, a po powrocie oddali pieniądze. :)
W tym czasie pod kościołem poznaliśmy Kevina, który zaproponował nam schronienie u siebie w domu na czas choroby :)

Przy okazji odebraliśmy lekcję chińskiego. Bo-lan to Polska.
"Aga" proponują wymawiać jak "Ja-dzia".

Ostatnie dobre jedzonko na pożegnanie z Chinami i czas wracać do Polski.

Jedziemy pociągiem do granicy, i dalej do Ułan Bator, żeby nie kulać się przez 3 dni drogą z Erenhot do stolicy Mongolii.

Z Ułan Bator wracamy już stopem. Najpierw kilka dni przez Mongolię, tydzień przez Rosję i jeszcze 2 dni przez Ukrainę. Sam powrót zajął nam 2 tygodnie.

Przez 2 dni jechaliśmy z tymi geologami. Dziadek popijał wódkę jak wodę.
Przeprawa przez rzekę w Mongolii.
W razie problemów pomoże traktor.

Grzesiek nie mógł podarować rzece po drodze.



Ovoo -zakorzeniona w szamanizmie tradycja usypywania na wzgórzach kamieni, mająca na celu uczczenie duchów natury.




Docieramy do Ałtaju






Jaki.

Do granicy rosyjsko-mongolskiej dotarliśmy o jakąś godzinę-dwie za późno, nikt nie chciał nas wziąć dalej i zamknęli ją na 3 dni. Przymusowe czekanie wypełniły jednak ponowne spacery po stepach, łowienie i próba polowania z gospodarzem z naszej jurty.

Słodkie dzieci mieszkające na odludziu w mini-wiosce pograniczników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz