środa, 14 września 2011

hola?

11 sierpnia, niedziela

niedzielę rozpoczęłam od uroczystego śniadania za 1,5 euro (2 tosty, sok i kakao) w barze przy hostelu. następnie udałam się do kościoła, gdzie ksiądz odprawił mszę w ekspresowym tempie 35 minut. mogłabym przystąpić do kontynuacji radosnego poszukiwania mieszkania, ale dzień wcześniej murzynek w hostelu powiedział mi, że nie ma miejsc na dzisiejszą noc, także byłam przygotowana na kolejne szukanie noclegu przez 2 godziny. kiedy już zwaliłam się na dół ze swoimi walizami, okazało się, że ktoś zrezygnował i mają miejsce. zmieniając pokój z 7osobowego dormitorium damsko-męskiego na 3osobowy pokój tylko dla bab, płaciłam teraz 15 euro ( za 7os. 17 euro). zrozum Hiszpanów..

polazłam do dzielnicy Ciudad Jardin, niedaleko centrum i niedaleko uniwersytetów, mieszkają tam studenci i jest dużo ogłoszeń. tutaj raczej nie daje się ogłoszeń w internecie, tylko rozwiesza na ulicy. pozbierałam sporo karteczek z numerami i zaczęłam dzwonić, ale było to daremne, bo prawie nie mówię po hiszpańsku ^^. udało mi się kilka razy zrozumieć, że już zajęte, albo że szukają od razu kilku osób. standardem jest tu, że w mieszkaniu są 2 łazienki (nie kibel i łazienka, ale dwie łazienki!)- trochę dziwne; praktycznie wszystkie mieszkania mają też osobny salon. Oczywistością jest, że każdy ma swój pokój, nie tak jak u nas pokoje przeważnie są 2-osobowe, czasem 3os. czy więcej. :D



w każdym razie byłam dość dobita przez to, że wydałam już tyle kasy i przez to, że zapomniałam prawie wszystko czego nauczyłam się przed wakacjami.. tragedia! zdaje się, że powinna mi chociaż trochę pomóc moja ‘tutorka’, sama pytała mnie kilka dni wcześniej czy chcę żeby poszła ze mną czegoś poszukać, oczywiście odpisałam że tak i na kiedy możemy się umówić, a później jeszcze wysłałam jej mój nr pisząc, że jestem już w Hiszpanii, ale pozostało to bez odzewu.

wróciłam do hostelu. w międzyczasie wprowadziła się tam Niemka, która robiła miesięczny trip po Hiszpanii, studiowała hiszpański. była całkiem miła. w końcu zebrałam się w sobie i spytałam czy pomoże mi gadać z tymi ludźmi przez telefon. kilka pokoi było już zajętych, a z jedną dziewczyną nie dało się dogadać, bo nic nie słyszała, jakiś błąd w połączeniu; po jakimś czasie wysłała smsa z informacją gdzie możemy się spotkać. mieszkanie podobało mi się, zresztą po roku spędzonym na Ariańskiej trudno byłoby mi wybrzydzać! :) 160 euro + prąd, gaz i woda, przeważnie ceny tutaj to 180-230 euro + rachunki, także 160 to niedrogo. powiedziałam, że dam znać do jutra po południu, liczyłam, że może znajdę jeszcze coś tańszego jutro w szkole, podobno tam też miały być ogłoszenia (nie było), albo jakiś erasmus objawi się z miłym, tanim pokojem (jasne) ;)

dorywając internet na chwilę w hostelu (wi-fi mi nie działało więc musiałam czaić się na okupowany przez wszystkich komp) udało mi się jeszcze umówić przez fb z dwójką innych erasmusów na wieczorne spotkanie. Rikard, Brazylijczyk studiujący w Anglii i Caro, Niemka. pochodziliśmy grzecznie po mieście, pogadaliśmy, spotkaliśmy też innych Erasmusów (Czeszka i 2 pół(?)Greków z Niemiec, z butelkami piwa zawiniętymi w reklamówki xD). polazłam jeszcze raz do Ciudad Jardin, bo widziałam tam jedyny otwarty market, kupiłam spaghetti instant i dowlokłam się do hostelu, gdzie ku zazdrości wszystkich (w niedzielę naprawdę trudno znaleźć otwarty sklep) spożyłam moją aromatyczną kolację.


12 sierpnia, poniedziałek

zaspałam. spakowałam się szyybko i zamknięto mi walizy w specjalnym pokoju. Pobiegłam do ETEA (Wydział Ekonomiczny Uniwersytetu w Kordobie) gubiąc się i odnajdując ze trzy razy po drodze. spóźniłam się z 25 minut^^ tymczasem wchodząc do sali okazało się, że zajęcia właśnie się zaczynają :) kierownicy wymiany poopowiadali o różnych systemach zapisywania się na przedmioty i poszliśmy na śniadanie do kawiarni uczelnianej :) poznałam tam kilku Polaków, a raczej kilka Polek, bo póki co jest tylko jeden chłopak z Polski.
zgadałam się z jedną z nich, Renatą, że po teście z hiszpańskiego pójdziemy obejrzeć jedno mieszkanie, które wynajmował znajomy znajomej jednej z nich, a właściwie jednej Bułgarki. czy jakoś tak. i ewentualnie miałyśmy iść obejrzeć jeszcze raz to moje wczorajsze mieszkanie.
miały być 3 grupy hiszpańskiego, liczyłam że dostanę się do tej środkowej, nie chciałabym znów uczyć się pytać ‘jak masz na imię?’, choć może powinnam, skoro wszystko zapomniałam :< następnego dnia okazało się, że faktycznie dostałam się do środkowej grupy.

dziewczyny opowiadały jak to miały samoloty do Malagi za 1000 czy 900 zł. Hm. oO
ludzie z zachodu nie muszą przejmować się kasą; większość z nich zostawała w tych ‘hostelach’ za 25-30euro/noc i specjalnie nie stresowali się czy znajdą coś dziś, jutro czy za tydzień. dzień wcześniej Rikard opowiadał nam, jak to sobie użyje życia, bo w Hiszpanii wszystko jest takie tanie. może bez przesady z tym używaniem życia, ale miło mają ludzie z zachodu, nie? :< :P
dowiedziałam się też od niego i Caro, że nie mają stypendiów ;0 myślałam, że wszyscy mają, a okazało się, że na ich uczelniach w ogóle nie ma czegoś takiego. w sumie skoro dla nich w Hiszpanii jest nawet taniej to może tak nie potrzebują, jak my byśmy nie mieli to pewnie prawie nikt by na erasmusa nie pojechał ;)

w 40-stopniowym upale kulałyśmy się (!)- dziewczynom się nie spieszyło- do tego mieszkania. było brudne i śmierdziało : ) także w sumie zdecydowałam się już na to, które oglądałam wcześniej, nie chciałam żeby ktoś mi je zwinął. dałam znać Inmie, poszłam tam z jedną z Polek, Marią, która pomagała mi jako tłumacz – Inma prawie nie mówi po angielsku, więc jest śmiesznie^^. dogadałyśmy się, że je biorę, dostałam klucze i poszłam na wycieczkę do hostelu po moje bety. była 17.00 i na termometrach 40 stopni.. toczenie się z niedziałającą walizą (i drugą działającą) po nierównych uliczkach Kordoby nie należało do przyjemności, ale tak czy siak trzeba było to zrobić. tak czy inaczej...


JUHUŁ MAM KWADRAT W ESPANII!!

oto on.

kuchnia (jakby ktoś nie ogarnął)

saloon :)


łazienka nr 1

łazienka nr 2 - znajdź różnicę!

moja klitka + mój bałagan

zapraszam!! :D :D

Okazało się, że jedna dziewczyna, która zarezerwowała sobie troszkę lepszy z 3 pozostałych pokoi zrezygnowała, także cieszyłam się tym bardziej. Pokój jest mały, ale i tak 2x większy od mojej klity na Konarskiego czy Grottgera ;) no, może 1,5x większy- dla mnie ok.
Niestety trzeba będzie zapłacić też kaucję, a internet jest, ale co nieco kradziony z niezabezpieczonego połączenia, także co chwila się rwie i szlag mnie trafia :) ale jak wprowadzą się jeszcze 2 osoby może jakoś dogadamy się żeby kupić normalny.

Inma, Hiszpanka z którą mieszkam, jest bardzo bardzo miła, ma trochę swój świat, ale może wydaje mi się, bo bardzo trudno nam się dogadać ze względu na wieżę Babel ^^ czy coś.
Mówię do niej w stylu „ja być na uniwersytet”, „moja koleżanka być tu patrzeć na pokój” czy „dwa dni wcześniej ja, mój samolot do Malaga”.. a ona odpowiada mi swoim podobnym angielskim albo powoli powoli gada do mnie po hiszpańsku xD jest zabawa! Przy czym prawie za każdym razem wybucham dziwnym śmiechem i chowam się do pokoju.
Jako bieda otrzymałam od niej wypraną pościel, bo nie mogła patrzeć jak chcę spać na gołym materacu :D (mamo wyślij mi pościel por favor!)

Wieczorem przyszła jeszcze Renata ze swoimi tutorkami (widać inni bardziej przejęli się swoją rolą ;P) oraz murzynkiem z Belgii (?), oglądać mieszkanie. Renata miała się zdecydować do jutra, bo widziała jeszcze jedno fajne mieszkanie w centrum z jakimiś Włoszkami- na które w końcu się zdecydowała.
Tak czy siak jestem bardzo zadowolona z mojego pokoju oraz z nowej hiszpańskiej koleżanki Inmy :D


13 sierpnia, wtorek

Wczoraj w sumie niewiele się działo. Byłam szkole na hiszpańskim. Myślałam że jakoś szybciej powtórzymy np. gramatykę, słówka itd., ale to raczej takie luźne zajęcia, na których oczywiście przypomina mi się wiele rzeczy, wiele się uczę, także w sumie jest w porządku. Na szczęście nie musimy za to płacić ;p w sumie jest 5 takich zajęć po 2h + 4 zajęcia po 1,5h o kulturze. Wczoraj tematem były fiesty :) właśnie o fiestach związanych ze świętami religijnymi chyba będę pisała licencjat z turystyki tak btw.

Acha, przed zajęciami miałam spotkać się z panem Carlosem (fajny pan Carlos!), który jest kimś w rodzaju koordynatora. Każdy ma wyznaczony czas spotkania z nim żeby zadać jakieś pytania, a jako że jestem z Cracow University of Economics, byłam u niego już pierwszego dnia. Oczywiście zaspałam  i spóźniłam się. Chciałam tylko spytać czy mogę wziąć jakieś kursy z turystyki (która jest na Uniwersytecie Kordoby, a nie w ETEA- ETEA niby jest częścią Uniwersytetu, ale dość niezależną- nie ogarniam tego). W ETEA są same ekonomie, marketingi, statystyki i inne okropne kursy, a jako że wszystkie obowiązkowe już nadrobiłam na UEKu, mogę spokojnie wziąć sobie ‘byle co’ ;p W każdym razie Pan Carlos powiedział, że muszę zadzwonić do nich albo iść i sama spytać.. Może zabiorę się za to za parę dni.
Pan Carlos był w zeszłym roku na Erasmusie w Warszawie. Ciągle powtarzał mi żebym się nie stresowała (akurat przy nim się nie stresowałam! :D), i że wszyscy są tam aby mi pomóc! :D zabawnie było.

po szkole miałam ogarnąć swoje życie i iść na zakupy do Mercadony (dzień wcześniej tutorki Renaty tłumaczyły mi, że Mercadona to nie tylko jeden z najtańszych tu sklepów, to styl życia! Miejsce spotkań studentów z Ciudad Jardin!) marka „hacendado”, czyli najtańsze żarcie ma zagościć w moim życiu na najbliższy rok. 'to coś jak Biedronka w Polsce’- powiedziała jedna z nich, która była na erasmusie we Wrocławiu. Jednak myślę że tutaj, po 'hacendado' nie stanie mi się nic złego, bo mimo tego że to najtańsze to ma spoko jakość, żywiąc się przez 10 miesięcy w Biedronce myślę że mogłabym nie dotrwać :)
Miałam iść do Mercadony, ale było obrzydliwe gorąco, pewnie ponad 40 stopni, schroniłam się więc w mieszkaniu (gdzie nie jest wiele chłodniej) i chciałam poczekać do wieczora. Tymczasem koło 17 Irma zrobiła mi obiad, bo martwiła się że nie mam co jeść (heloł miałam w lodówce serek topiony oraz bułki do hotdogów). Zresztą nie byłam głodna bo było za ciepło żeby cokolwiek jeść, ale widziałam że boi się o mnie więc nie marudziłam zbytnio i zjadłam co dostałam :)
w końcu wybrałam się do sklepu niedługo przed zamknięciem, koło 20. Krzywiąc się na widok owoców morza spoczywających na kostkach lodu przypomniałam sobie że zostawiłam wodę na gazie, a Inmy nie było w mieszkaniu. (z tego miejsca pozdrawiam Kasię K. oraz ściskam jej dłoń! :P) Na szczęście woda się nie wygotowała.

a oto moja nowa jakość życia – ‘hacendado’:

:D!


Koło 17 przeczytałam na fejsiku, że jest jakieś erasmusowe party w knajpie w Ciudad Jardin, wybrałam się więc na nie, chociaż ledwo miałam siłę łazić po tym upalnym dniu (przez to ciepło zaczynam rozumieć ideę „mañana” – wszystko odkładam na następny dzień, może wtedy będzie chłodniej i będę miała więcej siły żeby łazić np. za hiszpańską kartą do telefonu..?).

Zanim wyszłam wróciła Inma i wyprostowała mi włosy, pouczając przy okazji jak jest ‘przedziałek’ po hiszpańsku (nie pamiętam), i że to samo słowo oznacza ścieżkę dragów do wciągnięcia :D żebym wiedziała jak ktoś będzie mi proponował. powiedziałam, że odpowiem "no no no!", a ona na to "por que no?"- "czemu nie?" :D

Po drodze spotkałam Marię, Bułgarkę i dwie inne dziewczyny (mieszkają we 4), poszłyśmy więc razem. Niedługo po przyjściu zaczął do mnie gadać Hiszpan-mały pan, w sumie spoko, ale chciałam poznać jakichś ludzi z Erasmusa, tymczasem przez prawie 2h nie mogłam się od niego uwolnić, w końcu o 1.30 powiedziałam, że muszę wracać do mieszkania.
tak oto zabawiłam się na pierwszej erasmusowej imprezie ;P



dziś

miałam wstać rano żeby odrobić zadanie do szkoły i życzyć Inmie zdania egzaminu, ale.. zaspałam. Do szkoły na szczęście zdążyłam. Nie mieliśmy dziś części o kulturze, bo tutorzy zorganizowali nam wycieczkę do meczetu, największej atrakcji turystycznej Kordoby (więcej o nim innym razem, teraz już nie mam siły). normalnie wejście kosztuje z 10 euro, ale mieliśmy za darmo i z panią przewodnik :)




my, erazmusy. joł.


kiedyś meczet - teraz to katedra.



eror.







po południu okazało się, że mamy kolejną współlokatorkę, też Hiszpankę, z Wysp Kanaryjskich :D będzie studiować na pierwszym roku, choć wygląda jakby powinna już skończyć studia. jest również bardzo miła, próbowałyśmy rozmawiać- ja miałam mówić do nich po hiszpańsku, a one miały odpowiadać po angielsku. szkoda, że nikt tego nie nagrał.. :D


..jeśli ktokolwiek dotarł do końca tego posta to ma u mnie piwo!

pożegnajmy się piosenką, która również była hitem moich wakacji:



  hasta luego!

2 komentarze:

  1. stawiasz piwo bo przeczytaliśmy wszystko :) super:* pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ok jestem wzruszona :P eski dochodzą a batka nie komentuję.. pozdro! :*

    OdpowiedzUsuń