niedziela, 16 października 2011

it's tragedy, czyli wycieczka do Granady


ojojoj dawno mnie tu nie było!

poprzedni post również trochę mnie wykończył ^^ a teraz kiedy chciałam wreszcie coś napisać to albo znów trzeba było iść na imprezę albo internet tak się ciął (i tnie nadal!), że można oszaleć.

dojazd stopem z madryckiego Barajas nie należał do najłatwiejszych, myślałam, że pójdzie szybciej, ale w końcu francuscy wycieczkowicze podwieźli mnie spory kawał do samej Cordoby.

w której nic się nie działo.


siedziałam więc w mieszkaniu sfrustrowana nieco internetem, chodziłam do szkoły - zajęcia zaczęły się już niby 21 września, ale połowa była odwoływana, także trochę sobie pokrążyłam.
do szkoły mam 15 minut, dlatego zawsze wychodzę za 10 i biegnę i się spóźniam.. :)

jakieś party erasmusowe pewnie były czy spotkania... kolacja za 7 euro- kiedy pomyślałam, że wreszcie się zaczyna, okazało się, że już się kończy.. oO

ok. po kilku dniach przyjechali Kasia z Wojtkiem i odbyliśmy jedną z najgorszych wycieczek EVER - do Granady ^^

dlaczego najgorszych?
samo miasto jakoś bez szału jak to wszyscy (!!) emocjonują się, że Granada to najpiękniejsze miasto w Hiszpanii... jednak prawda, że byliśmy tam tylko klika godzin, nie widzieliśmy wszystkiego, do tego pewnie w nocy jest tam dużo ładniej... ale po prostu bez szału jak dla mnie.
statusu najgorszej wycieczki nie otrzymuje jednak przez wzgląd na ów spacer po mieście, ale przez wzgląd na jeden z najtragiczniejszych powrotów. powroty bowiem w 80% bywają w moim przypadku tragiczne, jednak noc spędzona w ciemnej andaluzyjskiej dupie na ciężarówce, gdzie ukrywałyśmy się z Renatą przed krążącymi Cyganami uważam za jedną z naprawdę naj!-gor!-szych! ^^



ale od początku.
otóż podzieliliśmy się i Kasia miała jechać z Wojtkiem, a ja z koleżanką z Erasmusa, Renatą. bladym świtem, czyli około 9 (można rzec, że to tutaj blady świt, bo Słońce wschodzi dopiero koło 8.30 - dziwne) pocisnęliśmy wesoło do wyjazdu z miasta, zajęło nam to około godzinę.
zdecydowaliśmy się jechać drogą lokalną, nie autostradą, bo to najkrótsza trasa; poza tym chciałam uniknąć zmieniania autostrady, jeśli ktoś akurat nie skręcałby tam gdzie my, musielibyśmy biegać po autostradzie, a jakoś niespecjalnie mi się chciało.

poszło całkiem nieźle, Wojtek i Kasia złapali po 5 min prosto do Granady, my z Renatą z 2 przesiadkami, ale 2. samochód sam się zatrzymał, bo gość widział nas jak ładujemy się pod Cordobą, a 3. złapany w ostatniej chwili - szłyśmy na miejsce do łapania, ale kiedy zobaczyłam TO:


..wyciągnęłam rękę praktycznie kiedy już nas minął, ale udało się! :D

miły pan podwiózł nas do centrum Granady.
znalazłyśmy informację turystyczną, gdzie wzięłyśmy mapkę i poszłyśmy (a raczej wspięłyśmy się) pod Alhambrę - główny zabytek Granady, wielki i przepiękny (podobno) zespół pałacowy z XIII wieku, rozbudowany przez Arabów w XIV wieku. Alhambra była ostatnim punktem oparcia Arabów w Hiszpanii, czyli została zdobyta w 1492 roku. Oczywiście jest wpisana na Listę UNESCO.




Spotkałyśmy się tam z Kasią i Wojtkiem i poszliśmy razem do centrum.
Oczywiście nie właziliśmy na teren pałacu, gdyż przyjemność ta kosztuje 10 euro - jeszcze nie raz będę w Granadzie więc uświadczę innym razem. W ogóle z biletami jest jakiś cyrk, bo trzeba rezerwować kilka dni wcześniej przez internet, bez wcześniejszej rezerwacji nie kupisz biletu, chyba że akurat jakieś zostały czy co i można je w innym miejscu dostać, ale nigdy nie wiadomo... Nie ogarniam o co im chodzi.


tymczasem Granada..









:D!!


nie ma to jak oczko wodne w sklepie.. ^^

w czasie spaceru do bardziej "studenckiej" części miasta...






a to już reklama w autobusie:

WTF?!?!

taa... potem było już tylko gorzej.

już nawet straciłam ochotę żeby to opisywać.
im dłużej jeżdżę stopem tym głupsze błędy popełniam.
1) wyjechaliśmy za późno o jakieś 2h
2) zamiast wracać autostradą, na której w nocy można pytać na stacji wracaliśmy tą samą "carreterrą", drogą lokalną...

przed samym zmrokiem złapałyśmy jeszcze gościa, który podwiózł nas na stację przy wjeździe do miasta gdzieś w połowie drogi, niedługo przed stacją widzieliśmy Kasię i Wojtka, jak usiłują coś złapać po ciemku.. poprosiłam tego gościa czy nie mógłby ich też podrzucić na stację, ale odpowiedział że co on, taksówka? :D w sumie miał rację.
po chwili przyjechał z Kasią i Wojtkiem.
łapaliśmy na zmianę, bo wiało i było strasznie zimno. udało nam się z Renatą złapać gościa, który nie chciał się zatrzymać żebym mogła oddać Kasi i Wojtkowi napis, o zabraniu ich nie było w ogóle mowy oO
także było teraz dużo nienawiści między nami, ale Kasia miała bluzę Renaty!! ech..
wysadził nas w środku ciemnej dupy, czyli na stacji, którą mieli zaraz zamknąć.
w Cordobie w nocy jest około 25 stopni, ale na tym pustkowiu było pewnie coś koło 15-18, ubrane tylko w gacie i koszulki trzepało nas z zimna.. chłop na stacji straszył nas pewną rychłą śmiercią.
próbowałyśmy łapać ale po ciemku nie miało to większego sensu..
w międzyczasie zagadywały nas Cygany, które siedziały w samochodzie zaparkowanym niedaleko.. straszne rzeczy. (później w nocy przyjechał jakiś inny samochód i załatwiali jakieś ciemne interesy)
żeby schronić się chociaż przed wiatrem wlazłyśmy na otwartą naczepę obok stojącego na stacji TIRa i tak trzęsąc się z zimna próbowałyśmy trochę spać.
o 6 otwarli stację, przespałyśmy się więc jeszcze godzinę w kiblu na stacji ^^
kiedy wreszcie zrobiło się jasno zaczęłyśmy łapać nieliczne samochody (8 rano w niedzielę). niedługo potem przyszli Kasia i Wojtek.. ktoś ich podwiózł. spędzili noc zawinięci w śmierdzące sikami pokrycie na krzesła przy jakimś barze w mieście, przy którym rozstaliśmy się na stacji. rano właściciel nieźle się ich wystraszył kiedy próbował ściągać to pokrycie :D

dalej szło dosyć tragicznie, prawie nie było ruchu. powolutku, kilkoma stopami dotarliśmy z powrotem. kochany pan, który podwoził nas jako ostatni, nie jechał do Cordoby tylko sporo kilometrów przed, ale jak zobaczył w jakim jesteśmy stanie (w trójkę z dziewczynami straciłyśmy przytomność, tylko Wojtek czuwał :), podwiózł nas praktycznie pod samo mieszkanie.


taa... im starsza tym głupsza, tyle na ten temat.

dziękuję za uwagę.


jedno z andaluzyjskich "pueblos blancos" - białych miast. widziane po drodze 2. dnia naszej wspaniałej wycieczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz