czyli skoro kwiecień pełną gębą, postanowiłam wrzucić trochę zdjęć z lutego^^
szczerze mówiąc spodziewałam się większych tłumów, podobno weekend wcześniej ledwo dało się przejść ulicą.. tym razem było bardziej spokojnie.
Hiszpanie z innych miast organizowali sobie wycieczki na karnawał, przyjeżdżali po południu i rano mieli autobus z powrotem - nie było to najlepsze rozwiązanie, bo koło 5-6 rano przychodziły chłód i zmęczenie... wszyscy, którzy tak świętowali, nie byli do końca zadowoleni z tych porannych godzin spędzonych na czekaniu na autobus.
w drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Sevillę :)
i na koniec tradycyjne postne danie Hiszpanii - churros!
czyli jedna z najtłustszych rzeczy na świecie. podłużne pączki ociekające tłuszczem maczane w czekoladzie (z Prowincją nie ma porównania, oczywiście..:)
po powrocie z Maroka udaliśmy się bowiem do Cádiz, uświadczyć osławionego karnawału..
schronienie i doborowe towarzystwo znaleźliśmy przez CS – zatrzymaliśmy się u Kasi, która jest w Cadiz na Erazmusie i dzięki niej mogliśmy nie tylko zobaczyć czym jest karnawał, ale też poznać studenckie życie w tym mieście:)
schronienie i doborowe towarzystwo znaleźliśmy przez CS – zatrzymaliśmy się u Kasi, która jest w Cadiz na Erazmusie i dzięki niej mogliśmy nie tylko zobaczyć czym jest karnawał, ale też poznać studenckie życie w tym mieście:)
położone nad oceanem, z plażą przy samym centrum jest też miastem surferów:)
Matka Boża od Szklaneczki
katedra
swój swego znajdzie...
wspólne granie do późnej nocy zapewnione
i wreszcie chirigotas, czyli grupy przebierańców wyśpiewujących satyrę na polityków, sąsiadów czy po prostu na życie..
pełno ich w całym mieście, a przysłuchujące się im tłumy skutecznie blokowały wszystkie uliczki
pełno ich w całym mieście, a przysłuchujące się im tłumy skutecznie blokowały wszystkie uliczki
przebierańcy byli też przewożeni na ciągnikach..
nocą miasto zmienia się w miejsce jednego wielkiego botellonu - tzn. picia na ulicy
szczerze mówiąc spodziewałam się większych tłumów, podobno weekend wcześniej ledwo dało się przejść ulicą.. tym razem było bardziej spokojnie.
Hiszpanie z innych miast organizowali sobie wycieczki na karnawał, przyjeżdżali po południu i rano mieli autobus z powrotem - nie było to najlepsze rozwiązanie, bo koło 5-6 rano przychodziły chłód i zmęczenie... wszyscy, którzy tak świętowali, nie byli do końca zadowoleni z tych porannych godzin spędzonych na czekaniu na autobus.
w drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Sevillę :)
...w katedrze trwały już przygotowania do Semana Santa, obchodów Wielkiego Tygodnia
i na koniec tradycyjne postne danie Hiszpanii - churros!
czyli jedna z najtłustszych rzeczy na świecie. podłużne pączki ociekające tłuszczem maczane w czekoladzie (z Prowincją nie ma porównania, oczywiście..:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz